sobota, 8 września 2012

Rozdział 3

    Przynajmniej na nich mogę zawsze liczyć, to dla mnie na prawdę ważne, kiedy ma się takich rodziców jak ja. Którzy nigdy nie maja dla mnie czasu. Chociaż tata obiecał, że zje dzisiaj ze mną kolację. Obiecał! Sama  jeszcze nie wiem co ugotujemy, ale nie ważne, nie będę sama. No i znowu odleciałam, zatraciłam kompletnie poczucie czasu. Przecież zaraz przyjdą. Szczerze? Przy nich czuję się komuś potrzebna. Może i z pozoru nie wyglądam na osobę, która ma bardzo bujne życie towarzyskie, ale nie lubię być sama, to mnie za bardzo przytłacza. Puste ściany, pusty dom i ja, a wtedy w mojej głowie toczy się wojna myśli, co zaczyna doprowadzać mnie powoli do obłędu. Zwariuję, a przecież chyba jestem za młoda?! Powiem Wam jedno, bo najgorsze w życiu to być samotnym. Oni są dla mnie jak brat i siostra których zawsze pragnęłam mieć, ale na to, jak by nie było, nie mam najmniejszego wpływu. Chociaż może i dobrze, bo znając życie i moich rodziców, całą odpowiedzialność za wychowanie maleństwa spadła by na mnie, tak jak spadła na moją, już nie żyjącą babcię Gretę. To była najwspanialsza kobieta jaką znałam. Tak na prawdę to ona mnie wychowała, spędzałam z nią całe dnie, bawiła się ze mną, chyba jeszcze nic lepszego mnie nie spotkało. Do dzisiaj mam obraz przed oczami kiedy bawi się ze mną w namiocie w dom. Codziennie gotowała mi obiady, czytała bajki, tuliła mnie do snu, całowała na dobranoc, a im oczywiście było to na rękę, bo nie musieli zajmować się dzieckiem, gdyż we wszystkim wyręczała ich babcia. To nie trwało długo, niestety Bóg miał wobec niej inne plany i zabrał mi ją bardzo wcześnie. Dlaczego? Do dzisiaj zadaje sobie to pytanie. Dlaczego tak się dzieje, że na ludziach na których nam najbardziej zależy znikają z dnia na dzień? Znacie to uczucie, kiedy bliska osoba mówi Wam dobranoc, żartujecie, bawicie się razem, rozmawiacie, a następnego dnia wszystko znika jak za pomocą czarodziejskiej różdżki. Nie ma. Przepada. Za kilka miesięcy miałam iść do pierwszej klasy, babcia nawet kupiła mi już tornister, a nawet nie zobaczyła jak z nim ślicznie wyglądałam i jak pierwszy raz wychodziłam do szkoły. Nie zobaczyła jak się uczę, jak dostaję pierwsze oceny, jak zdobywam pierwsze dyplomy, nagrody.  Czułam wtedy ogromny ból. Tak bardzo ją kochałam! Osoba na której mi tak bardzo zależało odeszła z dnia na dzień. Po prostu ją straciłam. Ale to czego mnie nauczyła nie zapomnę do końca życia. Zawsze powtarzała:
 "Z Bogiem, z Bogiem każda sprawa, tak mawiali starzy,  kiedy wezwiesz tej pomocy, Wszystko ci się zdarzy. Idziesz w drogę, chociaż blisko, z Bogiem wychodź z progu! A gdy wrócisz z niej szczęśliwie,  to podziękuj Bogu".
 Niby nic wspólnego to nie ma ze śmiercią, a jednak mnie,  jako wtedy jeszcze 6 letniemu dzieciakowi, pomogło to zrozumieć, co tak na prawdę powinnam zrobić w takiej niecodziennej sytuacji, bo mogłam liczyć tylko na siebie. Wszystko powierzyłam Bogu. Potrafiłam odmawiać tylko jedną modlitwę, tę którą ona mnie nauczyła. Do dzisiaj kiedy ją mówię, przypominają mi się te wszystkie wspaniałe chwile i wartości, jakie mi przekazała. Kiedy rozmawiałam z Bogiem, czułam się słuchana, chociaż tak na prawdę nikogo przy mnie nie było. To On pomógł mi się wsiąść w garść i zacząć żyć na nowo. Z biegiem czasu znajdywałam odpowiedź na wszystkie wątpliwości i  pytania, które sobie zadawałam nie mówiąc ich nikomu. Życie z dnia na dzień stawało się coraz lepsze. A problemy, które mnie przytłaczały, stawały się coraz lżejsze. Rodzice oczywiście zachowywali się jakby się tym w ogóle nie przejmowali. Tylko na pogrzebie widziałam łzy, ale to nie były łzy prawdziwe, łzy żalu. Zawsze traktowali ją jak przedmiot, jak rzecz, którą można wykorzystać.Tego samego dnia, kiedy wróciliśmy do domu zamiast opłakiwać, zastanawiali się co ze mną zrobią, kto teraz się mną będzie opiekował. Myśleli, że nic wtedy nie rozumiałam, ale rozumiałam więcej niż im się wydawało. Tego wszystkiego jak dla mnie było po prostu za wiele. Właśnie w tej chwili była mi taka potrzebna. Dlaczego odeszła? Marzyłam o tym, żeby jak babcia, zamknąć oczy i zniknąć odchodząc na ten drugi świat. Czy ona widzi jak oni się zachowują. Czy widzi jak bardzo teraz cierpię, jak wtedy cierpiałam? Ja się pytam, gdzie tu jest sprawiedliwość?
-Halo, jest tu kto?- zawołała Kate wchodząc do domu razem z Tomem.
- Tak, chodźcie do kuchni- odpowiedziałam.
-Przepraszam, pukaliśmy jakiś czas, ale nikt nie otwierał, więc weszliśmy- powiedzieli prawie jednym głosem. No i właśnie o tym mówię, przez moje rozmyślania i niesamowity mętlik w głowie, nawet nie słyszałam jak ktoś pukał w drzwi.
-chodźcie, ileż można na was czekać, zaraz obiad będzie zimny.
-wiesz, nie mogłam szybciej, ale mam nadzieje, że coś dla nas zostało?- zapytała Kate.
-Cały obiad- powiedziałam zdenerwowanym głosem.
-Stało się coś?- zapytał Tom.
- A jak myślisz? Wróciłam dzisiaj wcześniej do domu, bo wiedziałam, że tata już będzie. Kiedy przyszłam, zastałam go śpiącego w jego pokoju. Poszłam do kuchni, ugotowałam obiad dla nas obu. On zszedł na dół, no i zobaczyłam, że jest wystrojony, jak na własny ślub i oczywiście ganiał tam i z powrotem przymierzając najróżniejsze krawaty, a mnie nawet nie zauważył, a kiedy już wszedł do kuchni, kompletnie zdębiał. Zaniemówił, a później zaczął mnie przepraszać. Oczywiście bankiet okazał się dla niego ważniejszy.
- Tak mi przykro.- powiedziała Kate.
- Ale obiecał, że wróci wcześniej i razem zjemy kolację, a wiesz jaka ważna dla mnie i dla niego jest obietnica?- zapytałam.
- mhm- powiedziała- A jeżeli kolejny raz cie zawiedzie?- dodała troskliwym głosem.
-Obiecał, a po drugie wpadliście do mnie dzisiaj nie po to żeby rozmyślać nad tym co będzie i nad moimi problemami, ale po to, żebym w końcu zapomniała o tym wszystkim i byśmy spędzili miło czas.- powiedziałam.
-tak jest- powiedział żartobliwym głosem Tom. No i w końcu zaczęliśmy jeść. Po obiedzie Kate pomogła mi posprzątać i oczywiście poszliśmy do mnie do pokoju. Rozmawialiśmy dosłownie o wszystkim, tak jak zawsze mamy w zwyczaju to robić. Z Kate i Tomem znamy się praktycznie od dziecka, więc wiemy o sobie wszystko. Prawie jak rodzeństwo. Około godziny 17 Tom musiał wrócić do domu, ponieważ tata prosił go, aby pomógł mu przy naprawie samochodu. Wtedy mogłyśmy sobie porozmawiać o naszych babskich sprawach, niestety naszą rozmowę przerwał dźwięk dzwonka mojego telefonu. 

6 komentarzy:

  1. DZiękuje za odwiedziny :) Rozdziały będę musiała nadrobić. :)
    + z chęcią obserwuję. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. ciekawie tu u Ciebie!:)
    zapraszam do mnie w wolnej chwili:)

    OdpowiedzUsuń
  3. fajne opowiadanie ;) +obserwuje ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. świetne opowiadanie.. powinnaś napisać książkę. dziękuję za odwiedziny mojego bloga. + obserwuję
    Będę częściej wpadać ;D Ty czasem tez wpadnij do mnie:
    http://wekablogpf.blogspot.com
    Zapraszam ♥

    OdpowiedzUsuń
  5. Bardzo fajne opowiadanie :)
    Dziękuję za odiedziny
    + obserwuję

    OdpowiedzUsuń

Błagam , nie dodawajcie w komentarzach samych linków, takie komentarze będą od razu usuwane. Oczywiście praktykuję zasadę- komentarz za komentarz, obserwacja za obserwację ;*