Nie wiem co się stało, słyszę tylko własne myśli, które jeszcze bardziej kotłują mi się w głowie. Jedyne co widzę, to otchłań, która ogarnęła całe moje ciało. Czuję, że straciłam wszystko co miałam, ale jakoś nie mam pretensji do nikogo, ani do Boga, ani do siebie, ani do ojca. Chyba jest mi teraz po prostu dobrze. Nie czuję bólu, jaki doskwierał mi wcześniej, raczej czuję obojętność na wszystko, jakbym się z wszystkimi pogodziła, jakby się nic nie wydarzyło.Gdybym dopiero miała się urodzić na nowo. Czyżby Bóg mnie wysłuchał? Chciał mi pomóc? Może umarłam? To dlaczego nie ukaże mi się jasny tunel? jedyne pytanie które mnie teraz nurtuje, to fakt gdzie ja jestem. Co się dzieje z moim ciałem? Powiem Wam, że ta niepewność po prostu mnie niszczy od środka, to tak jakbyście byli w centrum jakiegoś ogromnego miasta, szum, hałas, dźwięk silników samochodu i nagle zamykacie oczy, wszystko znika, zapada zmrok, a Wy stajecie się więźniami własnego ciała. Jak to długo jeszcze będzie trwać ? Może do momentu, aż umrze mi rozum i to tak szumnie będzie się nazywać śmiercią? Jeżeli umarłam, to mogę Wam powiedzieć tyle, że nie jest to nic strasznego. Nie ma się czego obawiać. Nie wiem co się dzieje, ale zaczynam czuć straszne mrowienie na stopach, które jakby się przemieszczało coraz wyżej, w stronę serca. Nagle zaczynam słyszeć jakieś dźwięki, a raczej trzaski. Dlaczego nikt mi nie powie co się tutaj dzieje? To jakiś żart? Nagle usłyszałam głos.
-Aby! proszę obudź się, Aby!! - mówiła Kate. Jakby za pomocą czarodziejskiej różdżki otworzyłam oczy, a wokół mnie znajdowała się Kate, trzymając moją rękę.
- Co się stało? - zapytałam oglądając się w okół siebie z przerażeniem.
- Jesteś w szpitalu. Po rozmowie z tatą dziwnie zareagowałaś, zaczęłaś biec jak zwariowana tłocznymi ulicami New Cam, taranując spacerujących ludzi. Kiedy to zobaczyłam, wysiadłam z taksówki i pobiegłam za tobą, krzyczałam, ale chyba mnie nie słyszałaś. I nagle się przewróciłaś i upadłaś na ziemię tracąc przytomność. Oczywiście ktoś zadzwonił po pogotowie i dlatego znajdujesz się tutaj, a nie gdzie indziej.- powiedziała. To by wszystko tłumaczyło i nagle przyszło mnóstwo lekarzy i zabrało mnie na badania, aby sprawdzić czy już wszystko w porządku. Po jakiejś godzinie przywieźli mnie z powrotem, gdzie czekała na mnie Kate.
-Wiesz, bardzo się martwiłam o ciebie. Całą noc tutaj siedziałam mając nadzieję, że się w końcu obudzisz.
-Przepraszam, na prawdę nie chciałam tak narozrabiać.- rzekłam. Rozmawiałyśmy ze sobą jeszcze kilka godzin i nagle do pomieszczenia wszedł lekarz i oznajmił, że jest wszystko w porządku, a utrata przytomności, nie była wynikiem upadku i że dzisiaj będę mogła już wrócić do domu. Bardzo się z tego ucieszyłam, bo uwierzcie, co jak co, ale szpital, to nie dla mnie. Przyjechała po nas mama Kate, która odwiozła mnie pod sam dom.
-Dziękuje bardzo, nie wiem jak się pani odwdzięczę- powiedziałam.
- Spokojnie, odpoczywaj dużo, musisz wypocząć- powiedziała pani Mery- twoje zdrowie jest o wiele cenniejsze, musisz się oszczędzać.
- Czy na pewno nie chcesz żebym z tobą poszła?- zapytała z troską Kate.
- Nie, na pewno nie, poradzę sobie- powiedziałam. Teraz chciałabym zdecydowanie pobyć sama i jeszcze raz przemyśleć co się stało. Weszłam do domu, pozaświecałam światła, ale oczywiście nikogo nie było. Jak zawsze. na zewnątrz było nadzwyczajnie ciepło jak na wrzesień. Zrobiłam sobie ciepłą herbatę i poszłam usiąść na tarasie, aby móc jeszcze raz przemyśleć całą zaistniałą sytuację. Patrzyłam w niebo, zawsze tak robiłam i robię, kiedy mam jakieś problemy, to mi po prostu pomaga. Z chwilą, kiedy w szpitalu otworzyłam oczy i znalazłam się znowu "pośród żywych" znowu wszystko wróciło, nienawiść i ogromny ból. Cały czas nie mogę rozumieć, jak on mnie mógł, aż tak zawieść i zranić. Nigdy nikt mnie tak nie upokorzył. Czuję się jak nie chciane dziecko. Tak, użalam się nad sobą, ale myślę, że w takiej sytuacji, po prostu mam do tego prawo. Może i źle zrobiłam, że zaczęłam biec, ale tak właściwie, to co miałam robić? Przyglądać się temu bezkarnie? Może jeszcze pełna wdzięczności podziękować mu za ofiarowane datki na biednych? Byłam w szpitalu, a ani on, ani mama nawet nie zadzwonili, nie zapytali. Mogę się założyć, że nawet nie są świadomi tego co się stało, bo i tak ich nie interesuje, a przecież tak ogromny gest, jakim było czekanie przy mnie, który otrzymałam od Kate wymagałby ogromnego poświęcenia i zmarnowania jakże cennego czasu, a to już dla takich ludzi jak oni za wiele. Tak właściwie, dla własnego ojca jestem nikim, ale to żadna nowość. Zresztą, on w moich oczach też stracił ogromny autorytet, mimo tego, że nie obdarowywał mnie wielkimi uczuciami, ale traktowałam go jak kogoś wielkiego, kogoś, kto tak na prawdę osiągnął bardzo wiele w swoim życiu. Spełnił swoje marzenia w odróżnieniu do mnie. Co ja właściwie sobą reprezentuję? Siedzę taka żałosna i wpatruję się w gwiazdy mając nadzieję na lepsze jutro. Nie nawiedzę siebie za to kim jestem, bo nawet nie potrafię zawalczyć o własne ja, o to bym była kimś lepszym. "Chciałabym być kimś innym!"- krzyknęłam w myślach i w tym momencie zobaczyłam spadającą gwiazdę. I znowu łudzę się, że marzenia pogubionej w tym świecie nastolatki,
po prostu się spełnia, ale tak nie jest. To po prostu brednie. Zmęczona
dniem i przytłaczającymi mnie problemami, poszłam spać.
Super blog.
OdpowiedzUsuń+ Zapraszam do mnie. http://yykakalko.blogspot.com/
Obserwuje.
super xd
OdpowiedzUsuńUwielbiam to opowiadanie :) Masz talent do pisania.
OdpowiedzUsuńZapraszam na swojego bloga lost--and--insecure.blogspot.com
Super :D
OdpowiedzUsuńProsze o nastepny, czekam nie tylko ja :) x
Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.
OdpowiedzUsuń